Z pamiętnika brawarysty

Blog założony w hołdzie publicystyce pana Mirosława Salwowskiego z Torunia, dzięki której poznałem ohydę tańców damsko męskich oraz niebezpieczeństwa dla moralności związane z korzystaniem z plaż i basenów.

środa, 9 lipca 2008

Życie brawarysty jest ciężkie...

Niestety, zasnąłem przy komputerze pisząc teskt polemiczno-apoloetyczny i zapomniałem o podpaleniu pojemnika z makulaturą. Mam nadzieję, że dobry Bóg mi to wybaczy...

A w pracy dane było mi dziś cierpieć w imię wiary. Otóż jedna z koleżanek z biura sprawiła sobie nową sukienkę i zapytała się, jak w niej wygląda. Zgodnie z prawdą powiedziałem (kłamstwo wszak jest grzechem), że wygląda w niej jak ladacznica, gdyż przez zbyt głęboki dekolt widać większą część biustu, a do tego sukienka kończy się 5cm ponad kolanami, co jest rzeczą gorszącą i niedopuszczalną. Dodałem jeszcze, że nie będę na nią patrzył, aby nie dostać nieczystych myśli.

Zamiast zrozumienia i wdzięczności za wykład moralności chrześcijańskiej, dostałem od owej koleżanki plaskacza w policzek i zostałem ordynarnie i wulganie zwyzywany od zboczeńców. Kuriozalne, prawda? Takie słowa w ustach osoby ubranej jak dziwka i jeszcze stosującej plugawy makijaż. I założę się, że pod ową sukienką miała niemoralne stringi.

Pozostali współpracownicy również nie wykazali zrozumienia, dostali bowiem ataku śmiechu (niektórzy rechotali jak bezrozumne zwierzęta) i głusi byli nawet na moje argmenty, że śmiech jest rzeczą niegodną chrześcijanina, albowiem nie ma żadnych dowowód na to, że Pan Jezus kiedykolwkiek się śmiał...

wtorek, 8 lipca 2008

Czas na książki

Rozpocząłem przegląd domowej biblioteczki w celu usunięcia z niej dzieł bezbożnych i niemoralnych. Po kolei zdjąłem z półek:

- Mickiewicza dzieła wszystkie w czterech tomach. Heretyk i rozpustnik, autor bluźnierczych Ksiąg Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego zasłużył na taki los z nawiązką.
- Słowackiego wszystko co miałem, zwłaszcza satanistycznego Anhellego. Reszta też podejrzana, Król Duch chyba propaguje bezbożny okultyzm (nie czytałem) więc wszystko out.
- Ksieży wobec bezpieki Isakowicza-Zaleskiego, bo książka pomawia o brzydkie rzeczy księży, a nawet (o zgrozo!) biskupów
- Kubusia Puchatka, bo to transseksualista (Winnie to babskie imię)
- Poezję Baudelaire'a - satanisty
- Lema - ateusza i bluźniercę
- Gałczyńskiego - komunistę
- Stachurę - samobójcę
- Leśmiana - żyda i rozpustnika
- Diunę Herberta - bezbożną i plugawą
- Sienkiewicza - gloryfikującego zabijanie dla bezbożnego zakładu naszych młodszych braci w wierze - muzułmanów
- Dickensa - anglikanina bez imprimatur
- Malachiego Martina - Jezuitow, Zakładników Diabła i Windswept House - pani w maglu mówiła, ze Malachi Martin to pedał, więc lepiej wywalić
- św. Tomasza z Akwinu - bluźniącego przeciw Niepokalanemu Poczęciu
- Arystotelesa - obrzydłego poganina

.....i wiele, wiele innych plugawych i bezbożnych książek.....

Dużo tego było. Jako, że nie nawykłem do pracy fizycznej, mocno zmęczyłem się wynoszeniem ich przed blok. Zrobiłem ognisko i ku uciesze sąsiadów zacząłem palić książki, przewracając strony za pomocą pogrzebacza.

Niestety...

Jakiś plugawy bezbożnik doniósł na straż miejską i zostałem ukarany 200 złotowym mandatem za stwarzanie zagrożenia przeciwpożarowego. I jeszcze kazali mi nosić książki, których nie zdążyłem spalić do kontenera na makulaturę...

A jeśli ktoś wyciągnie te bezbożne książki i je przeczyta? Nie mogę do tego dopuścić. Zakradnę się w nocy do kontenera i go podpalę z zawartością. Nie może plugastwo plenić się po świecie!

Postanowione! Zostaję brawarystą!

Dzisiaj podjąłem decyzję, z którą nosiłem się od dawna. Od czasu, gdy parę miesięcy temu zetknąłem się z publicystyką pana Salwowskiego vel Brawaria, czułem podświadomie, że ma chłop rację. A po zweryfikowaniu źródeł, na które Brawario obficie się powołuje (encykliki, orzeczenia soborów, pisma świętych oraz ojców i doktorów Kościoła) - nabrałem pewności. Brakowało mi tylko... odwagi by zerwać z niemoralnym trybem zycia. Ale dziś stwierdziłem - raz kozie śmierć! Zbawienie duszy jest najważniejsze! Przystąpiłem więc do działania.

Zacząłem od wywalenia z domu niemoralnych obrazów. Pozbyłem się rozpustnej reprodukcji obrzydliwej pogańskiej demonicy Wenus namalowanej przez Boticellego, która wywoływała u mnie myśli nieczyste gołym cycem, dekoltem głębszym niż trzy palce oraz całkowitym brakiem chrześcijańskiej spódnicy. Następnie wychrzaniłem kalendarz firmowy z panienką (ubraną, ale nieprzyzwoicie - miała spódniczkę ponad kolana). Na śmietnik poszła również Gioconda. Na wszelki wypadek - jej uśmiech wyglądał podejrzanie i dwuznacznie.

Nie obyło się bez zabawnych przygód. Po powrocie ze śmietnika przyszło mi do głowy, że nie daj Boże ktoś te reporodukcje i kalendarz wyjmie z kubła i narazi się na wieczne potępienie poprzez ich oglądanie. Wróciłem więc w te pędy i z narażeniem życia odebrałem to, com wyrzucił, dziadom śmietnikowym, którzy ładowali je na wózek - i zacząłem je niszczyć na ich oczach. Próbowali mnie powstrzymywać słowami "co ty robisz chuju, przecież można to sprzedać i jabola kupić". Zacząłem więc im tłumaczyć, że zbawienie duszy jest ważmniejsze od jabola. Wywołałem wtedy ich agresję i zdobyłem pierwszą palmę męczeństwa obrywając gazrurką po łbie. Cóż, życie brawarysty nie jest usłane różami.

Po powrocie do domu i zatamowaniu krwawienia zabrałem się za przeglądanie książek. Ale o tym napiszę trochę później...